poniedziałek, 26 maja 2014

Rozdział 9

Po 20 minutach samochód się zatrzymał. Wyjrzałem przez szybę. Pierwsza moja myśl, gdy zobaczyłem zniszczony, opuszczony budynek, to że kierowca pomylił adres.

- To na pewno tutaj? - zapytałem podejrzliwie.

- Taki pan podał adres. - odpowiedział taksówkarz monotonnym, zmęczonym głosem.

Wręczyłem mu banknot i wysiadłem. Rozejrzałem się. Była to zdecydowanie jakaś biedna, zaniedbana część miasta. W takich miejscach jak to, załatwia się różne brudne interesy. Nie miałem już złudzeń, że ta przesyłka to coś legalnego. Dlaczego pozwoliłem się w to wmieszać?! Byłem na siebie zły. Spojrzałem jeszcze raz na kartkę z adresem. Tak, to tutaj.. Budynek wyglądał na opuszczony magazyn. Zapukałem w duże metalowe drzwi. Po chwili otworzył mi jakiś facet, wyglądający na 30 lat. Ruchem głowy pokazał mi, że mam wejść. W środku wcale nie wyglądało lepiej niż na zewnątrz.

- Mogłem się tego spodziewać, że Jack stchórzy - powiedział zachrypniętym głosem mężczyzna którego na początku nie zauwążyłem. Stał oparty o jedną ze ścian i palił papierosa. Gdy podszedł bliżej zobaczyłem, że ma wytatuowane ręce i dużą bliznę na twarzy. - Mówiłem mu, że tym razem sam ma przyjechać z paczką. Już od dawna probuje nas oszukać i teraz nadszedł czas żeby za to zapłacił - uśmiechnął się pogardliwie.

Nawet nie wiedziałem o co mu chodzi. Zaczynałem się na prawdę bać. Chciałem jak najszybciej oddać im tą paczkę i stąd odjechać.

- Proszę to dla pana. To ja już pójdę... - powiedziałem niepewnie, położyłem kartonik na stoliku i odwróciłem się w stronę drzwi.

- Nie tak szybko - powiedział facet z blizną. - Mark, Zayn! Zaprowadźcie naszego gościa do.. hmm.. poczekali i przypilnujcie żeby grzecznie poczekał aż Jack do nas przyjedzie - zwrócił się do trzydziestolatka który mnie tutaj wpuścił oraz do młodego bruneta który stał za nim. - Jeśli twój szef nie pojawi się tutaj jutro do 14:00, zabijemy cię - powiedział do mnie z uśmiechem który nie pasował do sytuacji.

Miałem ochotę krzyczeć, płakać, uciec stąd, ale wiedziałem, że to nie ma sensu. Nikt by mnie nie usłyszał, a mogłem tym tylko pogorszyć swoją sytuację. Pomyślałem o Harrym, o tym że jeszcze kilka godzin temu był przy mnie, że byłem szczęśliwy, a teraz zamiast się z nim spotkać, wplątałem się w jakieś porachunki mafi. Nienawidziłem brata Eleanor za to, że nie powiedział mi że to coś niebezpiecznego, nielegalnego. Dlaczego sam nie zawiózł im tej cholernej paczki?!

Mark i Zayn złapali mnie za ręce i chociaż próbowałem stawiać opór, zaprowadzili mnie do jakiegoś pomieszczenia. Było mniejsze od tego w którym poznałem ich szefa, a także dużo ciemniejsze. Światło docierało tutaj tylko przez małe okienko przy suficie i oświetlało brudne ściany z których odpadała szara farba. Wyglądało to jak sceneria z jakiegoś filmu kryminalnego, w którym mafia przetrzymuje zakładników. Miałem nadzieję, że Jack szybko przyjedzie. Ale czy on w ogóle zamierzał się tutaj pojawić?

Posadzili mnie na krześle, związali i wyszli. Po chwili dostrzegłem, że nie jestem sam w tym pomieszczeniu. W rogu pokoju, również przywiązany do krzesła siedział pobity chłopak. Miał chyba jakaś ranę na brzuchu bo bardzo krwawił. Zobaczył, że mu się przyglądam.

- Hej, jestem Liam. - powiedział.

- Hej. A ja Louis. Długo cię tu trzymają?

- Prawie tydzień - skrzywił się z bólu. - Mój ojciec i tak nie zapłaci żadnego okupu. Mówiłem im to, ale nie chcą mnie słuchać. A ja wiem, że on ma gdzieś to co się ze mną stanie. Dla niego nawet lepiej by było gdybym umarł...

- Nie możesz tak myśleć. Na pewno mu na tobie zależy - próbowałem go jakoś pocieszyć, ale chyba go nie przekonałem, bo uśmiechnął się smutno i powiedział:

- On nigdy nie traktował mnie jak syna. Jest prezesem dużej firmy, zależy mu tylko na kasie. Zarabia bardzo dużo, ale ciągle mu mało, dlatego zajął się też handlem narkotykami. Właśnie przez to mnie porwali, szantażują go, że jeśli im nie zapłaci, to ujawnią mediom, że znany biznesmen jest dilerem. Ale mój ojciec wie, że tego nie zrobią, bo nie mają za dużo dowodów. Jest gotowy zaryzykować moje życie...

Siedzieliśmy w milczeniu przez około godzinę. A może to było piętnaście minut? Gdy nic nie można zrobić, czas mija wyjątkowo wolno. Nagle drzwi się otworzyły i do pomieszczenia wszedł jeden z tych facetów którzy mnie wprowadzli, chyba miał na imię Zayn. Nie wyglądał na przestępcę. Podszedł bez słowa do Liama, wyjął z kieszeni bandaż i opatrzył jego ranę na brzuchu.

- Wszytko okej? - zapytał cicho i z troską w głosie.

- Tak, dziękuję - odpowiedział Liam.

Ciemnowosy chłopak podszedł teraz do mnie i przedstawił się i zapytał czy jestem głodny, albo czy chce mi się pić. Zdziwiło mnie jego zachowanie, pracował przecież dla dilerów narkotyków, nie powinien być taki... miły. Powiedziałem, że nic nie potrzebuję, więc odszedł w kierunku drzwi, ale nie wyszedł, tylko usiadł na trzecim krześle, które stało przy ścianie. Postanowiłem go o coś zapytać, chociaż trochę się bałem.

- Kiedy nas stąd wypuścicie? Nic wam nie zrobiliśmy, ja nawet nie wiedziałem co jest w tych paczkach które Jack kazał mi roznosić!

- Wierzę ci. Ale mój wujek nie. Nie podoba mi się to co on robi, ale nie mogę mu tak po prostu powiedzieć, żeby was uwolnił. Chcę wam pomóc, naprawdę.. - powiedział to smutnym głosem, w którym wyczułem szczerość.

- On nie kłamie. Na prawdę bardzo mi pomagał przez te kilka dni. Gdyby nie on to wczoraj pewnie by mnie zabili - powiedział do mnie Liam i z wdzięcznością uśmiechnął się do Zayna.

- Ta rana w brzuchu jest poważna. Powinieneś pojechać do szpitala, jeśli twój ojciec szybko nie zapłaci tego okupu to się wykrwawisz - Zayn chyba na prawdę martwił się o zdrowie rannego chłopaka.

- Przecież wam mówiłem, że nie zapłaci. Dla niego nie ma znaczenia to czy umrę. Mam dużą rodzinę, ale oni nigdy mnie nie rozumieli. Nie potrafili zaakceptować tego, że nie chcę w przyszłości pracować w firmie ojca. Ale ja się nie poddam, chcę śpiewać. Tylko muzyka ma dla mnie sens. Właściwie to nikogo nie interesuje to czy umrę. Wszyscy mają mnie gdzieś. - po policzku Liama spłynęła łza. Było mi go szkoda.

- Przestań. - powiedział Zayn. - Nie wszyscy. Może nie znamy się jakoś długo, ale nie pozwolę ci umrzeć. Dzisiaj wieczorem stąd uciekniemy. - w jego głosie słychać było determinację.

Bardzo mnie zaskoczył. Nie był zły, był raczej bardzo dobry i nie pasował do tego miejsca. Po chwili zastanowienia odpowiedział nam swój plan. Miał nas wyprowadzić tylnym wyjściem, kiedy jego wujek pojedzie do domu. Zayn chciał uciec z nami, wiedział że gdyby pozwolił nam samym uciec, to miałby problemy. Poza tym już od dawna planował żeby rozpocząć normalne, uczciwe życie.

*perspektywa Harry'ego"

Siedziałem w parku już ponad trzy godziny. Louis nie odbierał telefonu, nie odpisywał na sms-y. Zaczynałem się martwić. Przecie to on zaproponował spotkanie, więc na pewno planował się tu pojawić. Może coś mu wypadło? Nagle poczułem wibracje telefonu. Przyszedł sms. Od Lou.

(17:40) od BooBear

"Louis wyjechał 3 godziny temu zanieść jakąś paczkę. Mój brat mu kazał. Telefon zostawił w domu, myślę, że powinien już dawno wrócić. Martwię się o niego :( Mój brat też jakoś dziwnie się zachowuje ale nic nie chce mi powiedzieć. - Eleanor."

Teraz to już naprawdę się martwiłem. Co się dzieje z moim Louisem? Może miał wypadek? Nie chciałem nawet o tym myśleć. Szybko odpisałem do El.

(17:44) do BooBear

"Spotkajmy się za 15 minut pod twoim domem. Ja też się martwię. Musimy go znaleźć! Spróbuj wypytać brata gdzie Lou miał zawieźć tą przesyłkę. - Harry."

Szybko pobiegłem na umówione miejsce. El już na mnie czekała. Miała łzy w oczach i wtedy zrozumiałem, że ona też go kocha. Nie traktowała tego tylko jak przyjaźń. Był dla niej ważny, bardzo ważny. Poczułem się zazdrosny, ale teraz nie miało to znaczenia. Musieliśmy połączyć siły, żeby znaleźć Louisa.

- Jack mi wszytko powiedział. Przysięgam, że o niczym nie wiedziałam, inaczej nie pozwoliłabym żeby Lou dla niego pracował - dziewczyna wybuchnęła płaczem. Przytuliłem ją i zapytałem o co chodzi. - Jack jest dilerem, handluje narkotykami, a teraz jakaś mafia chce go zabić, bo próbował ich oszukać. A on zamiast zgłosić to na policję, wysłał go nich Louisa.

Poczułem jak miękną mi nogi, a przed oczami pojawiają się czarne plamki. Musiałem oprzeć się o płot, żeby nie zemdleć. Łzy płynęły po moich policzkach. Tak bardzo bałem się, żeby nic mu się nie stało. Wierzyłem, że Eleanor nic o tym nie wiedziała, ale i tak byłem na nią zły. Mieszkała z nimi przez tyle czasu i nie zauważyła w co bawi sie jej brat?! Muszę coś zrobić. Muszę uratować mojego chłopaka. Nawet jeśli to mnie ma zabić mafia, zamiast niego.

- Masz ten adres pod który pojechał? - zapytałem dziewczynę.

- Tak. - podała mi kartkę na której drobnym pismem napisała adres. - Powinniśmy pójść na policję.

- Nie. Nie ma na to czasu. Mogą go zabić w każdej chwili - powiedziałem połykając łzy. Wyjąłem z kieszeni telefon i zadzwoniłem po taxi.

Minęło pół godziny i byliśmy na miejscu, przed jakimś opuszczonym magazynem. Właśnie ktoś z niego wychodził, jakiś facet z blizna. Schowaliśmy się z Eleanor, za jakimiś kartonami które stały niedaleko wejścia i czekaliśmy aż odjedzie. Po chwili usłyszeliśmy jak za nami otwierają się drzwi. Kurwa! Już po nas. Zaraz nas znajdą i zabiją.
______________________________________________________________________________
Bardzo przepraszam, że dodaję ten rozdział dopiero dzisiaj, ale jestem chora. Wczoraj miałam gorączkę i nie miałam jak dokończyć tego rozdziału. Mam nadzieję że wam się spodoba :) Jest trochę dłuższy od poprzednich ;) I mam jeszcze do was pytanie miśki :D Pod poprzednim rozdziałem ktoś napisał 4 komentarze, wiem, że była to jedna osoba (wystarczy spojrzać na godziny dodania), więc kochany czytelniku, powiedz mi kim jesteś, ujawnij się xD Bo chcę ci podziękować. To bardzo miłe zobaczyć, że komuś aż tak bardzo zależy żebym szybcej dodała następny rozdział :) Teraz również bardzo prosze o komentarze, bardzo mnie to motywuje <3

13 komentarzy:

  1. Hahahahah. Lmao.
    Ktoś napisał kilka komentarzy pod rząd. Hahah.
    A co do rozdziału.
    Jest dobry a nawet bardzo bardzo dobry. Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Już go chce.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaskoczyłaś mnie :) nie mogę się doczekać następnej części!
    Wracaj do zdrowia :**
    Miłego dnia,
    @larry_feel

    OdpowiedzUsuń
  3. niespodziewalam sie takiego obrotu spraw... piszesz swietnie, bardzo mi sie to podoba. czekam na dalsze rozdzialy xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny , czekam na następny xx
    @icantchange97

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny , czekam na następny xx
    @icantchange97

    OdpowiedzUsuń
  6. mam nadzieję że to Lou, Zayn i Li wychodzą

    OdpowiedzUsuń
  7. To ty się tam nie przemęczaj i zdrowiej szybko.
    A co do rozdzialu to swietny i w koncu zaczelo sie cos dziac. Tylko teraz czekac na rozwiniecie akcji

    OdpowiedzUsuń
  8. mam nadzieję, że wszystko się ułoży

    OdpowiedzUsuń
  9. wyczuwam Ziam romance ^^

    OdpowiedzUsuń
  10. Czekam na next 😍@xxxloueh

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam nadzieję że Harry przeżyje . Po za tym świetny rozdział i super wcielenie Zayna niby zły, ale dobry *o*
    Czekam na next ! xx

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział świetny *.*
    Zayn niby taki zły ale jednak po dobrej stronie, mam nadzieje, że im uda się uciec i Harry'emu i El też nic się nie stanie, zdrowia życzę ;)
    Czekam na nexta ;3

    OdpowiedzUsuń
  13. Ło kurwa... ale akcja O.O
    rozdział super ;)
    @lo_ve1D

    OdpowiedzUsuń